Pani Irena
Lata osiemdziesiąte po wojnie Jaruzelskiej, nie jest najgorzej – mamy z Basieńką 32 m2 własnego kąta odziedziczonego po babci. Miejsce na zewnątrz jest dołujące – Służewiec w Warszawie – ale w środku jest miło, ładnie i przytulnie. Sąsiedzi sympatyczni – młode małżeństwo prawników i energiczna samotna matka z córką – dzielimy z nimi wspólny korytarzyk.
Jesteśmy u siebie i to jest cudowne – nawet częsty brak ciepłej wody z powodu dziurawych rur i śmierdzący zsyp nie był dla nas specjalnym problemem. Można powiedzieć, że w porównaniu z rówieśnikami, byliśmy szczęściarzami z powodu naszej niezależności lokalowej.
Z kolei „mieszkaniowe” losy babci potoczyły się jakby w drugą stronę – od sporego domu z sadem na Kujawach do smętnej kawalerki na Służewcu. Ale nie pamiętam aby babcia kiedykolwiek narzekała. Należała do pokolenia tak zwanej „starej daty”, którego nie zabiła wojna, choroby i nie dobiła peerelowska rzeczywistość. Była tak zaradna i przedsiębiorcza, że żartowaliśmy w rodzinie, że by Żyda sprzedała razem z jego sklepem.
Poza tym była osobą mocno wierzącą i to też wpływało na siłę ducha i ciała do ostatnich dni jej ciekawego życia. Ale podobno kiedyś, będąc dzieckiem, udało mi się załamać babcię w jej misji edukacyjnej. Pokazując na krzyżyk z figurką Jezusa spytałem:
– a kto to,
– Piotrusiu, to Jezus Chrystus,
– a co on tam robi?
– umarł za nas na krzyżu,
– dlaczego?
– dla naszego zbawienia,
– a po co?
I tu podobno babcia na chwilę wymiękła.
Mówiliśmy, że babcia to „wojujący kościół” i pewnie w łóżku nie umrze. Można powiedzieć, że umarła w biegu. Zostawiła po sobie mnóstwo wspomnień. Została też po niej znajomość z Panią Ireną.
Pani Irena była samotną sąsiadką z „góry”, to znaczy mieszkała piętro wyżej. Były z babcią podobne do siebie – lekko przygarbione 82 letnie starowinki z pomarszczoną buzią, siwymi włosami, z laseczkami w dłoni. Miały też wspólne dwie cechy – żywe, bystre oczy i czyste silne głosy.
Babcia i Pani Irena wspierały się wzajemnie, no i oczywiście razem chodziły do kościoła. Z tym, że Pani Irena częściej, bo była samotną osobą, ale głównie z powodu śpiewania w chórze. Kiedyś poszliśmy specjalnie do św. Michała posłuchać jej śpiewu. Byliśmy pod wrażeniem, jak z tak słabego ciała można wydobyć tak mocny czysty głos.
Po śmierci babci zamieszkaliśmy pod Panią Ireną. Od czasu do przychodziła do nas z nieśmiałą prośbą o pomoc w drobnych sprawach. Próbowała zawsze czymś się zrewanżować pomimo naszych zapewnień, że nie potrzeba. W końcu ustaliliśmy, żeby się za nas pomodliła i to wystarczy.
W tamtych czasach nie miało się wpływu na wiele istotnych spraw związanych z codzienną egzystencją, począwszy od spraw zaopatrzenia kończąc na funkcjonowaniu różnych urzędów i instytucji. Można to było odbierać jako coś w rodzaju ubezwłasnowolnienia i upokorzenia.
A człowiek to istota, która chce żeby coś od niego zależało, żeby mieć na coś wpływ – tak już jesteśmy skonstruowani. Jak tego brak to popada się w różne dziwne stany: od apatii, przez nadużywanie do agresji.
Odwiedzając Panią Irenę zauważyłem, że na tle ogólnej szarości i biedy mieszkanka, wyróżniał się szczególnym blaskiem kuchenny zlewozmywak, wykonany z blachy kwasoodpornej. Powiedziałem jej o tym i zapytałem, jak to robi że tak ładnie się błyszczy.
I wówczas zobaczyłem inną Panią Irenę, jakby ktoś jej ujął lat, dał medal, czy docenił za jakieś ważne dokonanie. Powiedziała z powagą i przekonaniem w głosie:
– panie Piotrze, trzeba zawsze wycierać do sucha, a jakby plamki zostały to można proszkiem i ludwikiem potrzeć, potem spłukać i koniecznie wytrzeć do sucha – wytarcie do sucha to podstawa.
Na nie wiele spraw, które się wokół niej działy miała wpływ, a w zasadzie na nic. Ale chciała aby coś naprawdę zależało od niej.
Uprzejmie podziękowałem za poradę a Pani Irena z delikatnym uśmiechem skinęła głową.
Reblogged this on PIKO.
Jakie to ujmujące :). Aż się ciepło na duchu robi :).
Myslalam, ze to temat wspomnieniowyposwiecony piosenkarce Irenie Jarockiej, gwiezdzie lat
70,80
,ktorej 5-ta rocznica
smierci wlasnie dzis przypada 21 stycznia.Artystka zmarla na raka mozgu
/ zapada sie tekst w tel., powtorze niektore wyrazy/.Pamiec o niej kultywowano chyba dosc krotko w dobie kultu takich artystow jak LIROY,
ktory dyktuje
rzadowi, co ma robic z narkityk
ami na
recepte.
pochowana w Warszawie.stka
wlasnie dzis przypada21
@daani
Najpierw czytać, potem myśleć. Na końcu pisać.
@Piko:
brutal.
–
Zapamietales swoja pania Irene w migawce, spowodowales usmiech na jej twarzy, chwalac jej umiejetnosci.Dla niej byl to niemal caly swiat: mieszkanie, kuchnia i to, czym mogla zainteresowac kogos innego.Nie znamy sily usmiechu, aily zauwazenia, pokazanie, ze taka starsza osoba tez ma swiatu cos do zaoferowania.Doceniamy to po ich odejsciu na Tamta Strone.Za pozno czesto na przekazanie tych paru slow, ktorych nie wypowiedzielismy w czasie.Spieszmy sie…i nie zalujmy dobrej oli i dobrych slow.Nie robmy tez z nich wypezedazy, bo slowa musza miec swoje znaczenie. Pozdrawiam
@rk1
i faszysta.
Nie zdazylam przeczytac Twojego tekstu, ale czy to bylo najwazniejsze? Wazna jest rocznica smierci swietnej artystki, idolku nihego dziecinstwa, mialam jej plakaty, a i pozniej tez nie przepuszczalam niczego z Jej losow i repwrruaru.Potrafiszwwzniesc sie ponad swoje wspomnienia i rozkazy?
@cogitatiolibretto
Pod Twoją notką o babciach zostawiłem link do tekstu. Może zajrzyj do starych komentarzy.
Pani Irena była samą skromnością a jednocześnie roztaczała wokół siebie jakieś ciepło i dobrą aurę.
Errata:”Idolkimojego dziecinstwa/
repertuaru/ potrafisz wzniesc sie ponad…?;)
Zajrzę chętnie :).
@Piko:
zmienialem kilka razy adresy. za kazdynm razem zazylosci sasiedzckich co raz mniej, teraz praktycznie zero, poza zdawkowym dziendobry. to podobno powszechna tendencja. Tesciowa ma takich jak byli kiedys, z naturalnych powodow co raz mniej, ale więcej niz ja. Ona na tym samym adresie od prawie 50 lat, ale to nie jest glowny powod.
–
@piko
Może się powtórzę ale ta notka zapadła mi w pamięć.
Pamiętasz panią Irenę i wycierasz 🙂
Ja też wycieram…zdobyczny w GS-ie.
RK1 „Nie boj nic”.Piko w szoku, ze tu przyszlam, bo mnue zbanowal na salonie, a tu jeszcze chyba nie znalazl odpowiedniego przycisku.
Ciszo! Nasuwa sie na mysl zdonyczny papier toaletowy.Czy tak?;)Wycieral? Lata 80….
@Piko
korekta: tesciowa ma takich (sasiadów) jak byli kiedys.
–
@rk1s24
Nie ma już takich układów sąsiedzkich (dobrych i złych) jak kiedyś. Już się nie chodzi po przysłowiową szklankę cukru albo jajko do sąsiadeczki …
@cisza1
wycieram i faktycznie się świeci.
@Piko:
sól. zapałki. papierosy.
przypomniales mi jeden komentarz pod notką Beretki
(ciekawe czy tu zawita..). jak znajde to wrzucę (offtop będzie;)
–
nie znajdę. tzn. nie ma go. był z FB.
nie ma tematu.
–
@rk1s24
Postaram się namówić Beretkę do bywania tu chociaż jako komentatorki.
A co do sąsiada to:
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=y1UTHqBpF4U&w=560&h=315%5D
U mnie sąsiedztwo kwitnie.
Od śmierci męża poszłam do bloków…było mi ciężko, duszno.
Nieskromnie powiem, że to ja przedstawiłam się po kolei wszystkim na naszym „spacerniku” i o dziwo, wszyscy się zapoznali przy kawie i jest lepiej niż o.k.
To rzadkość, wiem.
Szczególnie, gdy jakieś nieszczęście kogoś z nas spotka – napiszę o tym 5 lutego.
@ piko:
dawni sasiedzi… jak wiekszosc (?), dziecinstwo spedzilem z kluczem na szyi (widziales obecnie dziecko z kluczem na szyi?). Gdy podczas wiszenia na trzepaku głodnielisci, a rodzice jeszcze nie wrocili, stado bieglo do ktoregokolwiek obecnego sasiada po karme. bylo to oczywiste i naturalne – przeciez bylismy, kurde, glodni 🙂
ehh. pora spac 🙂
–
Kurde, tak było. Trzepak był centralnym, najważniejszy punktem podwórka.
Dawne podwórka to temat na poważny tekst obyczajowo-socjologiczno-edukacyjno-przygodowy. Czasami było romantycznie, czasami tragicznie.
Dobranoc
Wielkie dzięki.
Mnie to kiedyś dwie sasiadeczki z klatki schodowej dwa piętra niżej zawołały, bo im się jakoby dzrwi do kuchni poluzowały.
Ja tam specjalnego luzu ni zauwazylem, no ale zacząłem naprawiać, zeby im przykro nie bylo. Wtedy niespodziewanie zapukała moja córeczka, przysłana przez żoneczkę, że mam natychmiast wracać, bo obiad.
Wrocilem. Obiad byl, ale po dwóch godzinach, zresztą zimny i przesolony.
Przypomniały się w mig stare czasy, „żywe” ludziska 🙂 I te miłe zaradne staruszki, i tych kilku zasadniczych „staruchów”, którzy próbowali czasem nas przeganiać spod ich okien czy ogródków 🙂 Każdemu jednak należał się szacuneczek 😉 Grube pajdy chleba z masłem i cukrem na szybko i hajda dalej na akcję he he. Raz u tej mamy raz u innej – jak wspomina RK1s24 🙂 Nawet dzisiaj, kiedy się porozjeżdżaliśmy po świecie nasze drzwi są zawsze otwarte o każdej porze i możemy liczyć jeden na drugiego. W kilku staramy się wciąż utrzymać oazę normalności, życzliwości i wzajemnej pomocy choć na co dzień dzielą nas odległe kilometry.
@bieszczadnikk
Tak to jest. Pewnie do napraw domowych tak się nie przykładałeś to i zupa zimna…
To Ty Kujawiak.Sąsiadka pochodząca z Kujaw,na imprezach pośpiewywała:
„Na Kujawach kasza,kluchy,
Kujawiaki tęgie zuchy.”
Niestety nie pamiętam co było dalej.
@lordludlum
Mówiąc naukowo wszystko robiono aby więzy nieformalne pomiędzy lokalnymi społecznościami porozrywać.
A my się nie daliśmy.
Ja mieszkam na wsi to trochę co innego. Mam zaprzyjaźnionego sklepikarza, fryzjera, pana od roślinek, mam swoje miejsce w lokalnej knajpce, itd.
Ale szwagierka na Ursynowie jak wyjeżdża to zostawia klucze sąsiadce by kwiatki podlewała. Z kolei czasami mały Jaś przychodzi na dłużej pobawić się z kotami.
Natomiast podwórko niestety nie żyje tak jak za moich czasów. Pewnie z powodu braku trzepaka …
Włóczęga
Może to i lepiej, że nie pamiętasz 🙂
Piko, trzepak był jak TOTEM 😀 Howgh!
@Piko: tak. trzepak to jest temat 🙂
@LordJim: dokładnie: chleb z masłem i cukrem.
to było na bogato. czasami bez masła.
–
latem pałaszowaliśmy pierogi z truskawkami, z wiśniami, ze śliwkami a pośrednio ćwiartka świeżego chliba i oranżada 😀 Na trzepaku czy gdzieś indziej. W domu nie zawsze się chciało jeść no i czasu brakowało (bo podwórko) ale na podwórku już każda okazja była dobra 😀 😀
@LordJim:
== ćwiartka świeżego chliba ==
ze wzruszenia odpadło mi kilka plytek cholesterolu i przypomnialem sobie hotdoga (wtedy tak sie oczywiscie nie nazywal) za Gierka.
Byl nabywany w drodze ze szkoly do domu. dwie przecznice pokonywały sie wtedy w godzine-dwie, no bo były różne wazne sprawy do omówienia, a po drodze jeszcze kościoł sw Barbary, gdzie na terenie parku/drogi krzyzowej (kiedys podobno cmentarza), mozna bylo pograc w noge…
za zlotowke kupowalo sie ćwiartke chleba, za 4.40zl 10deko zwyczajnej.
najpierw wyzeralo sie jeszcze cieply środek, a w skorke ładowalo sie
te kiełbache i byl hotdog. a jesli bylo cienko z kasą to byl hotdog
wegetarianski – bez kielbasy 🙂
–
Strasznie byłam dumna jak wychodziłam pod dom z taką kromą ogromną, z okrągłego bochenka. Była na niej prawdziwa gęsta śmietana i cukier.
Dzieciaki mogły przyjść do towarzystwa np z takąż kromą pociągniętą domowym smalcem….
Daj ugryźć, to propozycja wymiany. Ale nieraz ktoś mówił, nieee, mam mało:))
Od Pani Ireny płynnie przeszliśmy do podwórka i dzieciństwa. Napiszę coś na ten temat bo widzę, że jest nośny.
Piszemy o różnych „fast fudach” tamtej epoki. Przypomnę o oranżadzie w proszku. Nikt nie miał czasu i głowy żeby ją w czymś rozpuszczać, więc rozrywało się torebeczkę z proszkiem, śliniło palec, wsadzało do torebeczki a następnie oblepiony proszkiem do dzioba. Nie specjalnie było istotne gdzie ten palec wcześniej był. I wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi (no może zęby mniej zdrowe). Czasami jak się kogoś lubiło to dało się umoczyć palec w swojej torebeczce z oranżadą.
RK1 – jo jo 🙂 W międzyczasie doszły frytki, 2 zdyble za torebeczkę he he no i „oryginalny hotdog” też chyba za dwójkę. Mała bagiedeczka z odciętym jednym końcem i nadziewana na rurkę a potem paróweczka do środka i mutarda 😀 albo „keczuk” z Włocławka 😀
PIKO – ja do dzisiaj jak ktoś mnie pyta, czy mam coś do picia to mu odpowiadam, że tak – oranżadkę w proszku 😀 😀
@Jasminum:
„wychodziłam pod dom”
Pod dom?!
skąd Ty się wzięłaś? 😀
„Daj ugryźć”
u nas, mówiło się „daj gryza”. no ale ja ze Stolicy! 😀
–
No właśnie, skąd ty jesteś? Co to za słownictwo?
Jak się miało rower to się często słyszało – daj się przejechać. Jak się dało „przejechać” to nie widziało się roweru ze 20 minut a potem z reguły kto inny oddawał rower mocno „przejechany”.
@RK1
dokładnie: chleb z masłem i cukrem.
Pajda chleba,śmietana(mleko,a bywało stronami że wodą)cukier,a kromka posmarowana smalcem ze skwarkami to był wypas,w szkole wszyscy z posiadaczem takiej kanapki chcieli robić „machniom”.
@piko
„Daj rundę”, „daj gryza”
Boże, gdyby Mama wiedziała co się działo na podwórkach? Widziała potłuczone, brudne kolana.
Zero chamstwa, podchody, zośka, korale, dwa ognie…
RK1
Po prostu mówiłam Babuni, że nigdzie daleko nie odejdę. Będę pod domem. No! To wychodziłam pod dom:))
Inaczej musiałabym bawić się w ogrodzie, a tam dzieci nie mogły przyjść, bo był starannie uprawiany. Wszystko takie bardziej jadalne. Choć i kwiaty:)
Piko! Oranżada w proszku! Jak mnie Dziadzio posyłał po papierosy to za resztę mogłam sobie kupić torebkę! :)) I się sliniło palec 😉
i na pachtę się też wyskakiwało 😀
@@
A to ktoś pamięta?
Łyżwy montowane do butów, na specjalne metalowe „blachy” w podeszwach?
Figurówki, moje marzenie były pózniej, ze dwa rozmiary większe :))
Jak mogłam iść dalej niż pod dom, to szłam na placyk gdzie czasem kopano szmaciankę, taką niby piłkę. Kończyło się to bitwą na pokrzywy. Umiałam zerwać takie wielkie i stare więc mogłam oddalić się z godnością, nie uczestnicząc w dalszej…Hm… Dyskusji:))
to ja też wrzucę bardzo osobistą wypowiedź na temat dzieciństwa
w postaci filmiku koleżanki ze studiów…
szałasy-bazy…palenie ogniska..chowany-.pobite gary…gry w noża,..korki z saletry…bańki z gumowego smoczka na dyngusa..proce na skoble..pierwsze deskorolki.. : ))
i magiczne wakacje u dziadków…
uśmiech nie schodzi mi od kilku minut..
@nohood
W filmie motywy które wielu z nas przeżyło.
Teraz zamieszczę pierwszy odcinek wspomnieniowy Cielęcych Lat. Będzie on zawierał, tak jak i kolejne odcinki, to o czym tu piszecie.
@pikopiko07
właśnie z powodu tych podwórkowych perełek go wrzuciłem…
przenoszą..: )
Temat jest rzeką bez końca – od różnych wyliczanek, gier, walk podwórkowych, klanów, strzelania z karbidu i mutry, oblewania się, robienia numerów starszym, bójek, pierwszych miłości, ganiania po piwnicy z węglem i wielu innych rzeczy.
@Piko:
„No właśnie, skąd ty jesteś? Co to za słownictwo?”
no przecież napisałem. okolice św Barbary, Wspólna, Poznańska, Hoża
blisko pogotowania ratunkowego. najsamszy srodek Stolicy.
gdy chodzilem do podstawówki (rog E.Plater i Nowogrodzkiej (tej Nowogrodzkiej))
wlasnie oddawali dworzec centralny – to miejsce z ruchomymi schodami i z taką fontanną, gdzie dziwni ludzie wrzucali monety, a mysmy po lekcjach je dyskretnie odławiali. pierwsze własne, ciężko zdobyte pieniądze 😀
–
RK1
To było do jasminum. Twoje słownictwo jest ok, bo my z tych samych śmietników. Wilcza, Mokotowska, Krucza, szkoła na Hożej. Polecam tekst o ulicy Mokotowskiej
http://piko.salon24.pl/474930,ulica-urzad-czlowiek
ok. czyli nie tylko mnie razi słownictwo tej Jasminum od pokrzyw.
–
–
Nie ma już lodziarni Palermo, jest sklep firmowy Hefry (sztućce) a na przeciwko jest restauracja Dyspensa.
wszystko pantarejuje..
od lat praktycznie nie bywam w Śródmieściu,
tylko przejeżdżam: mokotów-ochota-mokotów..
czasami jeszcze krakowskie – ale to nie jest srodmiescie 😉
–